Berlin jakiego nie znacie
Berlin jakiego nie znacie

Bogota w Berlinie

Sie schlafen in heiligen Räumen.

Helmuth Newton, 2002

 

W zeszłym roku ukazał się w tygodniku "Die Zeit" artykuł o dobrych hotelach za niewielką cenę. Jednym z dwóch berlińskich hoteli wymienionych w tekście jest Hotel Bogota, znajdujący się niedaleko reprezentacyjnego Kudammu przy ulicy Schlüterstraße 45. Autor chwali go za oryginalnie urządzone wnętrza i gustowny - choć eklektyczny - wystrój. Sztuka nowoczesna sąsiaduje tutaj z biedermeierowskimi landszaftami, meble z lat 70 z antykami. Ściany zdobią ciężkie lustra zakupione przez właściciela na wyprzedaży w Hotelu Kempinsky. Ponieważ hotel dysponuje pokojami na każdą kieszeń, panuje tu demokratyczna atmosfera, o którą dba właściciel hotelu Joachim  Rissmann.

Hotelowa kamienica skupia w sobie jak w soczewce sto lat historii Berlina.

 

 



Oskar Skaller, przedsiębiorca żydowskiego pochodzenia, wprowadził się w 1919 roku do mieszkania na parterze. Majątek zdobył podczas pierwszej wojny światowej, dorabiając się na produkcji wyposażenia medycznego i protez. Skaller był członkiem SPD i kolekcjonerem sztuki, zbierał perską ceramikę - niektóre okazy z jego zbiorów pochodziły z XII i XIV wieku - i obrazy impresjonistyczne. Kiedyś podobno wykupił prosto z Bode-Museum całą wystawę.

Legendarną sławą cieszyły się przyjęcia urządzane przez Skallera. Podczas jednego z nich przygrywał do tańca młodziutki klarnecista Benny Goodman. Wielki kryzys w latach dwudziestych zmusił Skallera do sprzedaży udziałów w fabryce. Pod młotek w domu aukcyjnym Paula Casirera  przy Victoriastraße poszło również 177 sztuk niezwykle cennej ceramiki perskiej oraz obrazy Spitzwega, Liebermanna, Pechsteina i Lovisa Corintha. Na początku lat 30. Skaller wyniósł się z mieszkania przy Schlüterstraße. W 1938 roku odebrano mu fabrykę. Rok później Skaller wyemigrował do Afryki Południowej, gdzie umarł w Johannesburgu w 1944. Obraz van Gogha z jego kolekcji zdobi dziś zbiory muzeum w Rotterdamie.



 

 

W latach 1927-38 band jazzowy Amerykanina Jacka Hyltona odbył 16 tras koncertowych po całej Europie. We Francji dostał Hylton za swoje zasługi Legię Honorową. Po jednym z koncertów w Paryżu odwiedził go Igor Strawiński i zaproponował mu wykonanie specjalnie dla jego bandu skomponowanego utworu pt. Mavra. Premiera odbyła się w  Operze Paryskiej.

W Berlinie Hylton gościł  kilkakrotnie. Mieszkał wtedy właśnie przy Schlütterstraße 45. Jego pobyty zaowocowały nagraniem płyty "Hits from Berlin". Warto też wspomnieć znajomość Hyltona z genialnym czarnoskórym saksofonistą Colemanem Hawkinsem, znanym z pięknych interpretacji ballad jazzowych. Hawkins, skuszony opowieściami kolegów o rewelacyjnych warunkach pracy dla czarnych artystów w Europie, postanowił przyjechać tu do pracy. W 1934 miał występować razem z zespołem Jacka Hyltona w Berlinie. Jednak nie dostał wizy ze względu na kolor skóry i pojechał do Paryża.

Zachowało się zdjęcie Hyltona z Berlina, na którym widać jego jazzband na tle ogromnego hakenkreuza. Był to jego ostatni występ w Berlinie

.



 

Yva (Else Neuländer) wprowadziła się w 1936 do mieszkania na czwartym i piątym piętrze. Już wtedy była znanym fotografikiem. Krytyk, Hans Böhm, napisał o niej w czasopiśmie „Fotofreund”:

„Yva nie dąży do uchwycenia momentu, tylko pragnie oddać w swoich fotografiach żywą wielorakość zjawiska.”

To właśnie u Yvy uczył się w latach 1936-38 Helmut Newton, tu zacytujmy mistrza: „jak należy prawidłowo oświetlić damskie nogi”. O swojej  nauczycielce wyrażał się zawsze w samych superlatywach:

Cudowna artystka i fantastyczna kobieta. To, że mogłem się u niej uczyć, było dla mnie jak wejście na Olimp.”



 

Przed wejściem do kamienicy przy Schlütterstraße 45 wmurowano dwa mosiężne brukowce. Można na nich przeczytać:               

Tu mieszkał Alfred Simon, ur. 1889, deportowany 13.06.1942, zamordowany na Majdanku

Tu mieszkała Else Neuländer-Simon, Yva, ur. 1900, deportowana 13.06.1942, zamordowana na Majdanku.

Te pamiątkowe kostki, określane po niemiecku słowem Stolperstein”, to pomysł rzeźbiarza Guntera Demninga. (Słowo Stolpestein oznacza w języku niemieckim kamień, o który potykamy się, w znaczeniu przenośnym, kłopot lub trudną sytuację.)

Zamiarem Demninga było ocalenie od zapomnienia nazwisk ludzi, którzy zginęli podczas nazistowskiego terroru. Artysta działał według zasady, jeden kamień, jedno życie, jedno nazwisko. W samym Charlottenburgu można potknąć się o 1023 mosiężne brukowce.

Może warto jeszcze dodać, że przed 1933 rokiem mieszkało w Berlinie około 170 000 Żydów. Wojnę i prześladowaniaprzeżyło zaledwie 1600.

 



W 1942 roku naziści odebrali żydowskim właścicielom dom przy Schlüterstraße. Na drugim piętrze ulokowała się Izba Kultury Rzeszy (Reichskulturkammer). Swoje biuro miał tu dyrektor ministerialny odpowiedzialny za kinematografię, oficer SS Hans Hinkel. Zanim Hinkel  zajął się glajszachtowaniem filmu, oczyszczał kulturę niemiecką z „elementu żydowskiego” w Referacie do Spraw Żydowskich. To w biurze Hinkla doszło do awantury z udziałem bardzo popularnego aktora Hansa Albersa. Poszło o apartament Albersa w monachijskim hotelu, którego nie chciał udostępnić królowi bułgarskiemu Borisowi III. Zdenerwowany aktor biegał po gabinecie krzycząc: „To ja jestem królem”.

Pod koniec wojny Hinkel zajmował się już wyłącznie pilnowaniem, żeby wszyscy pracownicy przemysłu filmowego znaleźli się na froncie. Po wojnie został internowany i dwa lata później deportowany do Polski, jako odpowiedzialny za rabunek polskich dóbr kultury. W  1952 roku opuścił Polskę i wrócił do RFN, gdzie nigdy nie stanął przed sadem.           





 

Po wojnie biura przy Schlütterstraße przejął Urząd ds. Denazyfikacji. Musiał tu stawić się między innymi wybitny dyrygent Wilhelm Furtwängler, który został oczyszczony z zarzutów współpracy z hitlerowskim reżimem i już w kwietniu 1947 roku wystąpił razem z  Berlińskimi Filharmonikami w Tithania Palast w Steglitz. 



Becher, Berlin-Pankow

Potem miała tu swoja siedzibę Izba Twórców Kultury. Świadek tamtych czasów, dziennikarz, Friedrich Luft, tak opisuje radosne podniecenie i zapał, z jakim próbowano stworzyć nowe Niemcy:

Pracowaliśmy pełni planów, chcieliśmy z niczego stworzyć nową sztukę. Wtedy wierzyliśmy jeszcze, że to możliwe".

Były to, jak podkreśla Luft, „tygodnie pełne pięknych złudzeń i iluzji”.

To tutaj też przydzielano kartki żywnościowe dla artystów. Istniały ich cztery rodzaje. Kartki pierwszej kategorii przysługiwały osobom ciężko pracującym fizycznie. Dzieci i niepracujący członkowie rodziny otrzymywali kartki czwartej klasy. Aktorzy, odtwórcy ról głównych, dostawali kartki najlepsze, role drugoplanowe zasługiwały już tylko na kartki klasy drugiej. Mniej znani artyści musieli regularnie przedkładać próbki własnej twórczości żeby dostać cokolwiek.

„Głód wyganiał z nory każdego, i tych porządnych, znanych i naprawdę wielkich, i nadwornych piewców nazizmu; pisarzy niedzielnych i autorów kryminałów; przychodzili wszyscy.” (Friedrich Luft)

Następnie lokale przy Schlüterstraße zasiedlił Związek Kultury ds. Demokratycznej Odnowy Niemiec, powołany do życia przez sowiecką administrację wojskową. Na jego czele stanął Johannes R. Becher, pisarz i komunista, który wojnę spędził na emigracji w ZSRR. W sierpniu 1945 roku Becher otrzymał zgodę na prowadzenie wydawnictwa Aubauverlag, które stało się później największym wydawnictwem w NRD. Do zadań Bechera należało również ściągniecie do kraju i pozyskanie dla nowego państwa niemieckich pisarzy emigracyjnych. Jedną z pierwszych wizyt Becher złożył stareńkiemu Hauptmannowi w jego willi w Jagniątkowie (dziś dzielnica Jeleniej Góry). Jej rezultatem było słowo wstępne do nowego czasopisma wydawanego przez Aufbauverlag, w którym Hauptmann napisał:

„Cieszę się z dążenia Związku Kultury do demokratycznej odnowy Niemiec i mam nadzieję, że ambitne zadanie polegające na duchowym odrodzeniu niemieckiego narodu zakończy się sukcesem.”

Becher namówił również do współpracy Hansa Falladę, który był jednym z popularniejszych pisarzy przedwojennych w Niemczech. Fallada był świeżo po załamaniu nerwowym i pobycie w szpitalu w Neustrelitz. Gnieździł się wtedy wraz z młodą żoną w małym, nieogrzewanym pokoju w Schönebergu. Oboje byli uzależnieni od alkoholu i morfiny. Pisarz borykał się z uzależnieniami przez całe życie. Za kradzieże pieniędzy na narkotyki, siedział dwukrotnie w więzieniu. Być może Becher rozumiał problemy kolegi po piórze, gdyż sam w latach 1914-1918 nadużywał morfiny i wielokrotnie lądował w szpitalu na odwyku. Udzielał, więc Falladzie zaliczek na wielką powieść o hitlerowskim terrorze. Fallada inkasował pieniądze i wydawał je na alkohol i narkotyki. Powieść napisał w błyskawicznym tempie trochę później. Zaraz potem trafił do berlińskiego Charite, gdzie profesor medycyny pokazywał go studentom, mówiąc:

„To, co panowie widzą, to jest znany wam wszystkim pisarz - Hans Fallada, a raczej to, co z niego zostało po nadużywaniu narkotyków, po prostu appendiks.”

Wkrótce potem Fallada umarł, tak, jak zatytułował swoją powieść: „Każdy umiera w samotności”. Po wielu latach powieść przeżywa obecnie swój renesans, zdobywając listy bestsellerów we Francji, Izraelu i USA, a potem w Niemczech.





W recepcji Hotelu Bogota gości witał przez ponad 30 lat Tunezyjczyk z pochodzenia Moncef Ben Aouicha, który zaczął pracę w hotelu tuż po jego założeniu. Ówczesny właściciel  Bogoty, Niemiec żydowskiego pochodzenia, Heinz Rewald, uciekł przed nazistami do Kolumbii, stąd pochodzi nazwa hotelu. Powrócił do Niemiec dopiero w latach 60. i otworzył hotel. Jak wspomina Ben Aouichla na początku panowały tu spartańskie, „prawie prymitywne” warunki. Hotel pękał w szwach od ilości gości, poupychanych nawet na poddaszach. Inna była wtedy również klientela. Najczęściej nocowały tu zorganizowane grupy z RFN, które subwencjonował senat berliński. Jedynym warunkiem otrzymania środków na wycieczkę do Berlina było uczestnictwo w wykładzie o roli miasta, odbywającym się w Deutschlandhaus przy Stresemannstr 94, niedaleko Anhalter Bahnhof. Nawiasem mówiąc, to właśnie tutaj ma się mieścić kontrowersyjna  wystawa dokumentująca niemieckie wypędzenia.



W piwnicy budynku przy Schlüterstraße miał także swoje biuro architekt Eckart Muthesius, syn jeszcze bardziej znanego architekta Hermanna Muthesiusa. W 1929 roku poznał on w Oxfordzie przyszłego maharadżę Indoru (Indie), księcia Yeshwata Rao Holkar Bahadura i zaprzyjaźnił się z nim. Ten zlecił mu zaprojektowanie i urządzenie wnętrz pałacu Manik Bagh (Rubinowy ogród). Następnie w latach 1936-1939 Muthesius był głównym architektem i planistą Indoru. Po wybuchu wojny musiał wrócić do Berlina, gdzie pracował jako niezależny architekt. Pałac przez niego zaprojektowany jest dziś siedzibą ministerstwa finansów, designerskie meble jego projektu wykonane specjalnie dla maharadży sprzedano na aukcjach za wysokie sumy. Jeszcze w latach 60. na każdym piętrze w budynku przy Schlüterstraße mieścił się inny pensjonat. Właściciel jednego z nich Heinz Rewald przejmował kolejno jeden po drugim. W roku 1976 hotel kupił Joachim Rissmann. Na początku przywrócił wnętrzom dawny wygląd, z podłóg zdarto linoleum, podniesiono sufity, które były właściciel obniżył według najnowszej mody. W latach 80. na aukcji sztuki pokazał się portret Oscara Skallera autorstwa Maxa Liebermanna. Rissmann już od dawna czekał na taką okazję. Jednak obraz okazał się za drogi i trafił do innego nabywcy.

Foto: strona internetowa Hotelu Bogota