Berlin jakiego nie znacie
Berlin jakiego nie znacie

Diabelska Góra

 

Berlińczycy wznoszą swoje góry sami.

 

Po wojnie znaczna część Berlina leżała w gruzach. Uprzątały je kobiety nazwane po niemiecku Trümmerfrauen. Hasło z Wikipedii pod tym tytułem mówi, że po wojnie statystyczna kobieta miała 15-50 lat i była najczęściej wdową z jednym lub dwojgiem dzieci. W Niemczech żyło wtedy o siedem milionów więcej kobiet niż mężczyzn.

 

Praca przy odgruzowywaniu była bardzo ciężka. Mężczyźni zarządzali i obsługiwali sprzęt ciężki do burzenia ścian itp., kobiety wykonywały wyczerpujące prace fizyczne, rozdrabniały fragmenty ścian i oczyszczały cegły, które układano w pryzmy po 12 warstw. Dla ochrony przed pyłem zawiązywały na głowach chustki w charakterystyczny węzeł nad czołem.  Do pracy przychodziły piechotą, gdyż komunikacja publiczna nie funkcjonowała wtedy jeszcze .

Resztę gruzu wywożono poza miasto np. na Teufelsberg, czyli Diabelską Górę. Wraz z jedną trzecią zniszczonego miasta pogrzebano tu Trzecią Rzeszę. Jednak losy tego śmietniska historii są w dalszym ciągu niezmiernie ciekawe.

 

Albert Speer, nadworny architekt Hitlera i autor urbanistycznej rewolucji mającej zamienić Berlin w centrum świata o nazwie Germania, chciał, żeby na Teufelsbergu powstała akademia wojskowa. W 1937 sam Hitler wbudowywał kamień węgielny pod jej budowę. W 1940 budynki oddano do użytku w stanie surowym. Dalej budowy nie kontynuowano ze względu na wysokie koszty i działania wojenne. Krążą plotki o podziemnych zbiornikach wody przeznaczonych do prób z łodziami podwodnymi. Inne źródła mówią o olbrzymich schronach. Po wojnie mury akademii wysadzono w powietrze i przysypano gruzem. Niedawno towarzystwo Unterwelten zajmujące się ochroną i udostępnianiem dla turystów podziemnego Berlina wystąpiło z projektem dotarcia do zasypanych podziemi.

 

Po 1972 zalesiono górę milionem drzewek. Wtedy pojawili się pierwsi narciarze. W 1986 odbyły się tu nawet zawody w slalomie równoległym. Wygrał je Leonard Stock, mistrz olimpijski z 1980 roku. Pozostałości trasy narciarskiej na północnym zboczu są do dziś wykorzystywane  przez co odważniejszych snowboardzistów. Na początku lat siedemdziesiątych zainstalowano nawet wyciąg narciarski, a armatki śnieżne dbały o świeży zapas śniegu. Dziś trzeba wspinać  się o własnych siłach na górę.

 

Ktoś wpadł potem na pomysł obsadzenia winoroślami południowego zbocza góry. Z "diabelskich" winogron produkowano wino o nazwie Wilmersdorfer Teufelströpchen.

Wyścig zbrojeń i rywalizacja między Wschodem i Zachodem położyły kres białemu szaleństwu. Na Diabelskiej Górze wyrosła stacja szpiegowska wykorzystywana przez Brytyjczyków i Amerykanów. Na jej dachu zainstalowano radary i urządzenia podsłuchowe, które ukryto pod dachem w kształcie charakterystycznych kapeluszy. Jak wspomina jeden z byłych oficerów wywiadu, "praca w stacji była monotonna i nieciekawa". Budynki nie posiadały okien i pracownicy ślęczeli całymi dniami przy świetle jarzeniówek, podsłuchując nudne stacje wschodnioeuropejskie. Swoje samochody naprawiali w warsztacie tureckiego mechanika, którego nazywali elegancko the Meister. Wkrótce warsztatem zainteresowała się NRD-owska bezpieka. Szybko zwerbowała "majstra" do współpracy. Sprzedajny mechanik  pozyskał dla wywiadu wschodnioniemieckiego jednego z podoficerów, który podobno do dziś odsiaduje karę więzienia. Po zjednoczeniu stacja straciła rację bytu. Budynki na Teufelsbergu przeszły w ręce nadzoru ruchu lotniczego.

 

Później senat berliński sprzedał  tereny na Teufelsbergu spółce z Kolonii. Wedłg ambitnych planów miiał tu powstać hotel, ekskluzywne mieszkania i muzeum szpiegostwa. Coś nawet zaczęło się dziać, wkopano fundamenty i postawiono kilka wzorcowych mieszkań. Jednak galopujące koszy i protesty ekologów uniemożliwiły realizację projektu. Spółka ogłosiła upadłość.