Berlin jakiego nie znacie
Berlin jakiego nie znacie

Torsten Thissen „Leaving Berlin“, Berliner Morgenpost

Leaving Berlin

Podczas ostatniego weekendu w Berlinie nocowałem w Kreuzbergu u mojego najlepszego przyjaciela. Noce spędzałem w towarzystwie ginu z tonikiem i cuba libre. W sobotę byłem w barze. Drinki serwowała wschodząca gwiazda sceny. Goście w wieku plus minus trzydzieści siedzieli na jakiś starych gratach, świece rzucały blask na ściany pokryte łuszczącym się tynkiem. Lokal miał tylko jedną toaletę, do tego w żałosnym stanie, ale ktoś wstawił do niej wazon z wysokimi ciętymi gladiolami.

 Od sierpnia mieszkam w Nadrenii. Po dwunastu latach  życia w Kreuzbergu, Friedrichsheinie, Wilmersdorfie, Prenzlauer Bergu i Pankow, mieszkam teraz w Kempen. Do wyjazdu skłoniły mnie różne powody, najważniejszym był ten, że życie rodzinne wymaga innych priorytetów niż życie w pojedynkę, czy we dwoje. Poza tym potrzebowałem  po 12 latach w Berlinie zmiany tapet (...).

Wychowałem się w Nadrenii i miałem nadzieję, że da się kontynuować to, co przerwałem przed dwunastu laty. Teraz widzę jednak, że Berlin zmienił mnie bardziej niż myślałem. To trochę tak jak ze starością, nie zauważa się jej wcale i myśli ciągle, że jest się tym samym facetem (...), aż tu pewnego razu znajdujesz stare fotografie.

- To chyba szok przyjechać tu z Berlina, no nie? - pytają mnie Nadreńczycy znający Berlin z turystycznych wypadów, albo - o zgrozo - z telewizji. Najczęściej odpowiadam - No, pewnie. - ale mijam się z prawdą. Szokiem jest to, co przeżywam tutaj. Pojęcie szoku zawiera w sobie moment zaskoczenia, że nie następuje to, czego się spodziewaliśmy. W Kempen takie zjawisko nie występuje.

Natomiast Berlin oferuje wiele takich momentów, aż niespodzianka stanie się oczywistością. Kiedy mieszkałem w Berlinie, ciągle zaskakiwało mnie coś. Irytowała mnie niewydolna komunikacja miejska. Nie zdawałem sobie natomiast sprawy na przykład z tego, jak tanio i przyzwoicie mieszka się tu. Czymś oczywistym była dla mnie również niekończąca się artystyczna żywotność miasta oraz rzesze społeczników niestrudzenie podejmujących nowe działania. I ponad wszystko nie dziwiła mnie obecność(...) ludzi, którzy powodują, że pozbywamy się tego gnuśnego samozadowolenia, któremu ulega większość z nas. Ludzi zmuszających nas do spojrzenia na świat z innej perspektywy. Niektórzy z nich stali się moimi przyjaciółmi i to za nimi tęsknię najbardziej. Berlin jest ich środowiskiem naturalnym.

Kempen natomiast spełnia moje oczekiwania co do małomiasteczkowego życia, a nawet je przewyższa (...) Tu dochodzę do przekonania, że nasze państwo jest w dobrej kondycji. W Berlinie wydawało mi się, że stoimy nad przepaścią. Wynika to może poniekąd z dość „oschłego”- powiedzmy sobie szczerze - charakteru berlińczyków, głównie jednak z warunków życia w tym mieście wysokiego bezrobocia, biedy i  dużej liczby migrantów, i z tego, że zderza się tu Wschód z Zachodem. To miasto przyciąga nie tylko nieszkodliwych szaleńców, ale i wielu idiotów. Poza tym nie ma w Berlinie mieszczańskich struktur. Mieszkając w Berlinie sądziłem, że to  wszystko wina niewydolnego systemu. I nie byłem w tym zdaniu odosobniony. Jeden z moich przyjaciół kupił niedawno ziemię, gdyż sądzi, że wkrótce nastąpi krach gospodarczy i zabraknie w sklepach żywności. Nawiasem muszę dodać, że gość jest dziwny nawet jak na warunki berlińskie.

Teraz widzę jasno, że system działa sprawnie. Prosty przykład? Bardzo proszę. W berlińskich pośredniakach czeka się tygodniami na termin, a potem częstokroć otrzymuje nierzetelne informacje. W Kempen agencja pośrednictwa pracy wygląda jak firma konsultingowa. Pracownicy mają nowe komputery, są uprzejmi i kompetentni. Zapytałem jednego z nich, dlaczego różnice są aż takie duże.- Właśnie dostaliśmy nowe dane. Mamy tu 4.3 procent bezrobotnych - odpowiedział. W Berlinie jest ich 13 procent.

W moim wcześniejszym berlińskim życiu nie jadłem przez pewien czas mięsa. Gdy odwiedzałem wtedy rodzinne strony, natrafiałem na niezrozumienie(...). Tu mięso lubi się po prostu. A wieprzki cieszą się niemalejącą popularnością. Podczas mistrzostw świata w piłce nożnej miejscowy rzeźnik umieścił ich podobizny wraz z niemiecką flaga na swoich opakowaniach. Świnki miały grube brzuchy i uśmiechały się zadowolone, że mogą przyczynić się do zwycięstwa. Kiedy świnki są zadowolone, dlaczego mamy się smucić?

Spędziłem już całe wieczory na rozmowach o rzeźnikach, o tym, który jest najlepszy, który robi najlepsze schabowe, najlepszą szynkę, pasztetówkę czy salceson. Rzeźnik to tu jeszcze gość, szanowany członek społeczności, a nie morderca zwierząt, jak to jest w niepokornych dzielnicach Berlina. Znam tu nawet rzeźnika, cieszącego się wielkim powodzeniem u płci piękniej. Mężczyzna opowiadający kobietom w śródmiejskim barze w Berlinie, że pracuje jako rzeźnik, umarłby w samotności. Nawet gdyby preparował z kawałka martwej krwawej krowy najlepsze kiełbasy na świecie.(...)

W Kempen spotykam bardzo często młodziutkie dziewczyny z wózkami. Wyglądają  zresztą jakby były żonami rzeźników. Moja żona wytłumaczyła mi, że wcale nie są takie młode, mają gdzieś ok. 25 lat i że ludzie dorośli tak się tu ubierają. Potem popatrzyliśmy na  nasze podniszczone jeansy i rozdeptane adidasy. Faktycznie w Berlinie przyzwyczaiłem się do tego, że kobiety rodzą dzieci po czterdziestce. Karmiące madonny czasów eko-napojów mają siwiejące włosy pod farbą, ojcowie również, albo są w ogóle nieobecni. Za to ubierają się jakby w przyszłym tygodniu mieli zdawać maturę.

Może dzieciom to nie szkodzi. A może lepiej jednak, żeby miały młodszych rodziców. Takich, którzy jeszcze nie przeczytali wszystkiego i nie wiedzą, że ich dziecko będzie znanym adwokatem. W końcu mogą mieć jeszcze jedno. Albo... chociaż iść  na zakupy do dobrego rzeźnika.

Niekiedy pada jednak pytanie nastrajające mnie melancholijnie, czy nie tęsknię za Berlinem? Czasami faktycznie dopada mnie tęsknota. Wtedy jest mi brak tych groteskowo wysokich domów, dziwnie szerokich ulic, gdzie w grudniu hula wiatr. A gdy wędruje się po nich nocą, kiedy wszystko jest jeszcze szare, gdzieś nagle pojawia się blade światełko. I stajemy nagle przed drzwiami, a kiedy je przekroczymy, może się zdarzyć, że świat stanie otworem przed nami, i że  spłynie na nas wbrew przemijającemu czasowi beztroska radość(...)

- Trochę tęsknię za Berlinem, czasami - odpowiadam.(…) A potem przypomina mi się piosenka wielkiego  Hermana Brooda Warum weinst du kleiner Berliner, Heute abend`s wieder los… (...).